W Aksam wierzą, że inni postąpiliby podobnie

Potężny pożar, który miesiąc temu strawił dwie hale produkcyjne firmy Aksam w Malcu w gminie Kęty mógł być początkiem tragedii pracujących tam 600 osób. Wydarzenia kolejnych dni sprawiły, że o firmie mówi się w całej Polsce. Najpierw właściciele zapewnili o kontynuacji zatrudnienia wszystkich pracowników, a następnie ruszyła spontaniczna, społeczna akcja wsparcia firmy.

Rodzinna firma z produktami dla każdego klienta
Historia „Paluszków Beskidzkich” zaczyna się w roku 1993. Właśnie wtedy Adam Klęczar założył firmę, która rozpoczęła produkcję paluszków. Wcześniej próbował różnych zajęć, między innymi sprzedawał na giełdzie. Obserwacje rynku sprawiły, że postawił właśnie na paluszki – produkt, na który każdy zawsze, bez względu na koniunkturę, będzie mógł sobie pozwolić. Klęczar znalazł wspólnika, który już miał doświadczenie w branży i wspólnie uruchomili zakład przy rodzinnym domu pana Adama, w budynku przekazanym przez ojca, Kazimierza. Po roku spółka się rozpadła, jednak Adam Klęczar kontynuował produkcję. Nierzadko sam stawał przy maszynie – w dzień pracował jako piekarz, a w nocy remontował maszynę, aby była gotowa na pierwszą zmianę.
W rozwój firmy zaangażowana była cała rodzina, a wysiłki przynosiły efekt. Produkcja się rozwijała, powstawały kolejne hale produkcyjne, rozwijany był asortyment. Obecnie firma zatrudnia 600 osób i produkuje nie tylko paluszki, ale także inne słone przekąski. W roku 2023 produkcja wyniosła 19 tysięcy ton, co przekłada się na 101 milionów paczek różnego rodzaju paluszków, paluchów, precelków, bajgli, popcornu, prażynek, orzeszków i chrupek. Beskidzkie przekąski znaleźć można w sklepach w 30 krajach.


Spalone dwie hale, kluczowa decyzja właścicieli
Wydawało się, że w nocy z 12 na 13 lipca przyszłość firmy legła w gruzach. Dosłownie. Potężny pożar, który przez wiele godzin gasiło ponad 200 strażaków, strawił doszczętnie dwie hale produkcyjne. 600 pracowników firmy drżało o swoją przyszłość. W obiektach, które przetrwały można produkować zaledwie 10% tego, co przed pożarem. Zwolnienia wydawały się więc nieuchronne.
Właściciele zareagowali jednak bardzo szybko: wszyscy zatrudnieni przed pożarem zachowają swoją pracę – zadeklarowały władze firmy. – To była dla naturalna decyzja, nie poparta żadnymi kalkulacjami. Wiedzieliśmy, że tak trzeba postąpić – mówi Artur Klęczar, wiceprezes firmy, syn Adama. – W pierwszy roboczy dzień po pożarze wiedzieliśmy jaki mamy cel, że musimy się jak najszybciej odbudować. To, że ludzie nie mają pracy to nasz problem, a nie ich. Jesteśmy odpowiedzialnym pracodawcą i to my musimy te miejsca pracy odtworzyć. I to się nam udaje. Teraz już wiemy, że finansowo poradzimy sobie bez problemu – mówi Klęczar Junior zauważając, że zagraniczny inwestor w takiej sytuacji zapewne uznałby, że bardziej opłacalna będzie inwestycja na tańszym rynku pracy, np. w Rumunii. Aksam takiej decyzji w ogóle nie rozważał.

Produkcja już 4 dni po pożarze
Władze firmy skupiły się na zapewnieniu pracy dla załogi. Okazało się, że tej rzeczywiście nie zabraknie, gdyż w mniejszej ilości hal zmieści się mniej maszyn. Część pracy, którą one dotąd wykonywały teraz muszą wykonać ludzie. Tak jest chociażby przy pakowaniu produktów.
Już cztery dni po pożarze uruchomiona została produkcja w dwóch halach: tej pierwszej, na tyłach rodzinnego domu oraz w jednej z hal, która nie ucierpiała w pożarze w głównej siedzibie firmy. 12 sierpnia uruchomiona zostanie produkcja w kolejnej hali, która ucierpiała w pożarze tylko częściowo i już udało się ją wyremontować. Dzięki temu firma może produkować 2/3 tego, co przed pożarem.

To jednak nie koniec dobrych wiadomości. Właściciele znaleźli już nową halę, w której produkcja uruchomiona zostanie jesienią. Znajduje się ona w jednej z miejscowości województwa małopolskiego, 13 km od głównej siedziby firmy. Umowa nie jest jeszcze podpisana, jednak wszystkie szczegóły zostały już uzgodnione. – Początkowo halę będziemy wynajmować, docelowo jednak stanie się ona naszą własnością – ujawnia Artur Klęczar.
Zapadła także decyzja o odbudowie hal, które spłonęły. W sierpniu teren zostanie całkowicie odgruzowany, następnie powstanie na nim – dobudowany do zachowanej hali – niewielki obiekt, w którym znajdą się maszyny pakujące.
Budowa nowych hal prawdopodobnie rozpocznie się jeszcze w tym roku, jednak właściciele się nie spieszą. Chcą dobrze przemyśleć inwestycję. Obiekty będą nowoczesne, mniej energochłonne, tak aby przy zużyciu mniejszej energii można było w nich więcej produkować. Mają też być bardziej komfortowe dla pracowników.

Spontaniczna akcja społeczna
Deklaracja władz firmy o zapewnieniu pracy dla wszystkich pracowników wywołała niesamowity odzew społeczny. Ludzie spontanicznie zaczęli kupować „Paluszki Beskidzkie”, aby wesprzeć firmę. – Nie spodziewałem się takiej fali pozytywnych reakcji i komentarzy – mówi Artur Klęczar. – Zastanawiam się jak to jest możliwe, że deklaracja, która nam wydawała się naturalna, odebrana została jako coś wyjątkowego. Wiem, że istnieje stereotyp przedsiębiorcy, który zrobiłby inaczej, ale my wierzymy, że więcej firm, zwłaszcza tych z polskim kapitałem, postąpiłaby podobnie do nas – dodaje.

Społeczna reakcja stworzyła firmie kolejny „problem”. Zwiększony popyt i mniejsze moce produkcyjne sprawiły, że „Paluszków Beskidzkich” zaczęło brakować. My przypominamy, że aby wesprzeć firmę można kupować także inne produkty Aksam, który od jakiegoś czasu stara się wypromować jako producent „Beskidzkich Przekąsek”. Zachęcamy więc do kupowania nie tylko paluszków, ale również paluchów, precelków, bajgli, popcornu, prażynek, orzeszków i chrupek.

Jarosław Zięba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *