Manipulacje TVN: Papież nie chronił pedofila

Od kilku tygodni trwa gorąca dyskusja o rzekomym ukrywaniu przez Karola Wojtyłę księży pedofili. Wszystko za sprawą reportażu Franciszkańska 3 opublikowanego przez telewizję TVN oraz książki Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka. Jeden z wątków reportażu TVN dotyczy urodzonego księdza Bolesława Sadusia. Nasze redakcja rozmawiała z historykiem dr hab. Rafałem Łatką,profesorem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który wyraźnie mówi, że oskarżeń TVN nie potwierdzają dokumenty archiwalne.


Jeden z wątków reportażu Franciszkańska 3 dotyczy Bolesława Sadusia, księdza urodzonego w 1917 roku w Dziedzicach (obecnie część Czechowic-Dziedzic), który ukończył jedną z bielskich szkół średnich. Zdaniem autora reportażu ks. Saduś miał dopuszczać się zachowań pedofilskich, zaś ówczesny metropolita krakowski Karol Wojtyła roztaczał nad nim parasol ochronny. Ksiądz Saduś, jak wynika z reportażu, miał być przenoszony do różnych parafii, a w końcu wyjechał do Austrii, gdzie został proboszczem w miejscowości Gaubitsch. Zdaniem autora reportażu, Marcina Gutowskiego, kardynał Wojtyła, choć widział o o seksualnych przestępstwach Sadusia, nie przekazał tych informacji arcybiskupowi Wiednia.

Sprawa ks. Sadusia

O wiarygodność informacji zawartych w reportażu redakcja Kuriera.BB postanowiła zapytać dr. hab. Rafała Łatkę – historyka specjalizującego się w historii najnowszej Polski, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów Kościoła katolickiego w XX wieku, profesora Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Łatka który badał, i wciąż bada, dokumenty związane z opisaną sprawą jednoznacznie stwierdza, że zarówno reportaż Franciszkańska 3, jak i książka Maxima Culpa nie mają większej wartości merytorycznej. – Większość danych, które przytaczają wspomniani dziennikarze się nie zgadza – mówi Rafał Łatka. – Wszystkie przypadki, które zostały przedstawione zarówno w filmie jak i w książce, jako rzekomo udowodnione krycie przez kardynała Wojtyłę księży pedofili, okazały się zupełnie inne po przejrzeniu materiałów aparatu bezpieczeństwa: UB i SB. Przykłady można mnożyć – kontynuuje Łatka i wyjaśnia: – W przypadku księdza Sadusia nie do końca wiadomo na czym polegać miałby skandal seksualny, którego się dopuścił. Przesłanki pochodzące z materiałów Służby Bezpieczeństwa wskazują raczej na to, że był on homoseksualistą, lecz nie pedofilem i próbował ewentualnie molestować osoby dorosłe.

Generał Płatek w akcji

Wątpliwości budzi także znajdujący się w aktach dokument, który stwierdza, że kardynał Wojtyła miał kryć działania księdza Sadusia. – Jedynym dokumentem, na jakim oparł się autor reportażu jest materiał powstały siedem lat po przeniesieniu księdza Sadusia do Austrii. Powstał w 1979 roku, tuż po wyborze Wojtyły na papieża, więc widać wyraźnie, że szukano tu haków – wyjaśnia naukowiec badający dokumenty źródłowe. Warto dodać, że autorem dokumentu był pułkownik Zenon Płatek, wówczas wicedyrektor Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Ten sam, który został później oskarżony o sprawstwo kierownicze zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. Omawiając dokument prof. Łatka dodaje: – Znów nie wspomina się w nim o wieku osób, które miałyby być przez księdza Sadusia molestowane. Jest natomiast kilka dokumentów, które wskazują, że ksiądz Saduś molestował, ale dorosłych.

Nie ma dowodów na tuszowanie

Wątpliwości wzbudza także postawiony w reportażu zarzut, że kardynał Wojtyła ukrył informacje o Sadusiu przed metropolitą Wiednia.– Jedynym dowodem jakim dysponował autor reportażu „Franciszkańska 3” jest list kardynała Wojtyły do kardynała Königa, w którym prosi o przyjęcie księdza Sadusia do pracy w Austrii. Powodem tego przyjazdu ma być praca naukowa księdza Sadusia. Nie ma w nim żadnych informacji o skandalu seksualnym, jednak przyczyna jest bardzo prosta: tego typu rzeczy w korespondencji oficjalnej nie pisano, bo bezpieka przechwytywała wszelkie listy z kurii krakowskiej i bez wątpienia ta inwigilacja poskutkowałaby tym, że możnaby było łatwo skompromitować danych kapłanów – wyjaśnia nasz rozmówca dodając, że sprawy takie załatwiało się w rozmowie telefonicznej lub – i to prof. Rafał Łatka uważa za najbardziej prawdopodobne – przez księdza wysłanego do Austrii, który wytłumaczył całą sprawę. Tak działo się w wielu innych przypadkach.

Warto wiedzieć, że ksiądz Bolesław Saduś był wieloletnim informatorem Służby Bezpieczeństwa. Współpracę rozpoczął w 1949 roku i trwała ona do 1955 roku. Wznowiona została w roku 1960 i kontynuowana była również po wyjeździe do Austrii. Liczba materiałów, które się zachowały jest duża. Łącznie to 4 tomy dokumentów, wśród których znajduje się m.in. teczka personalna księdza. Z akt wynika, że ks. Saduś był dla bezpieki ważnym źródłem informacji z Kurii Krakowskiej, gdyż pełniąc w niej od początku lat 60. różne funkcje, miał dostęp do wielu wpływowych osób w tej instytucji. Bezpieka interesowała się życiem prywatnym księdza Sadusia. Wiedziała, że jest homoseksualistą i że może ten fakt wykorzystywać do pozyskiwania informacji.

Otworzyć archiwa dla historyków

Jako historyk prof. Rafał Łatka liczy na to, że zamieszanie wokół reportażu Franciszkańska 3 i książki Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział przyczyni się do udostępnienia historykom części niedostępnych dziś aktów kościelnych. Przede wszystkim historykom, gdyż – jak podkreśla naukowiec – niektórzy dziennikarze, tacy jak Overbeek czy Gutowski, nie potrafią czytać takich materiałów. – Jest to potrzebne, bo część dokumentów jest dziś niedostępna, a archiwum Kurii Krakowskiej jest jednym z ważnych tego przykładów – mówi prof. Łatka.

Fałszywe zarzuty wobec Sapiehy

Warto dodać, że na równie nierzetelnych materiałach oparto także zarzuty wobec kardynała Adama Sapiehy, metropolity krakowskiego w czasach wojennych i powojennych. Autorzy reportażu zarzucają mu wieloletnie i wręcz masowe molestowanie kleryków, rzucając tym samym cień także na Karola Wojtyłę, który w tym czasie był studentem seminarium i mieszkał w budynku kurii. W tym wypadku TVN opiera swoje oskarżenie na odpisie raportu, sporządzonego rzekomo na podstawie zeznań księdza A. Mistata, oskarżonego przez UB o szpiegostwo. Tymczasem dziennikarze śledczy „Rzeczpospolitej” analizując akta owej sprawy karnej ustalili, że istnieje tylko odpis sporządzony przez funkcjonariusza UB, natomiast w aktach procesu nie ma żadnego śladu po istnieniu źródłowego oryginału dokumentu. Pewne światło na wiarygodność dokumentu rzucają ustalone przez redakcję „Rzeczpospolitej” dalsze losy funkcjonariusza UB, którego podpis widnieje na rzekomym odpisie. Otóż w rok po sporządzeniu tego „dokumentu” podporucznik Krzysztof Srokowski został wydalony ze służby w związku z defraudacją funduszy operacyjnych oraz… fałszerstwem dokumentów. Na tak wiarygodnych źródłach opierają się autorzy reportażu i książki.

Jarosław Zięba

foto: archiwum Jacka Kachela

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *